piątek, 15 kwietnia 2016

City

Wrocław - podróż trochę przymusowa. Trzeba w końcu odebrać dyplom. Chodzenie od biura do biura, tramwaje, tłumy i korki i pytanie :jak ja mogłam tutaj żyć przez trzy lata?  Nic dziwnego, że stąd uciekłam. Teraz mieszkam w miejscu, gdzie wszędzie chodzę na piechotę i jest dobrze. Słaby obiad w Pizzahut, bolące nogi. I nagle krótki, intensywny, wiosenny deszczyk i buchający zapach wiosny, ziół, traw i kwiatów. Autobus do domu.
Widzę, że jestem uwalniana od lęku - przed Bogiem, ciemnością, ludźmi i sobą. Boję się siebie, bo całe życie dawałam się układać innym i sobie. Inni chcieli mnie ukształtować po swojemu, a ja się dostosowywałam. Efekt - brak akceptacji, pewności siebie, zrozumienia, wybuchowość. Ja sama też chciałam ułożyć ten żywioł, którym jestem. Siłą narzucałam i dawałam narzucać styl bycia,  hobby,  myślenie, zachowanie. Tylko, że to nie byłam ja, tylko osoba wymyślona przeze mnie, a prawdziwa ja nie mogłam oddychać, niekochana, gdzieś na boku.
Zmienia się wszystko ,  thanks God. Poznaję siebie w wieku prawie 40 lat na nowo.

poniedziałek, 30 listopada 2015

Roraty

  Dzisiaj pierwsze Roraty. Oczywiście wpadłam do kościoła na "Chwała na wysokości Bogu", ale może mi się poszczęści jutro być już na procesji roratnej. A poranek wygląda tak: budzę się o 6:30 (dla mnie wcześnie, bo do pracy idę na 9), ubieranie się, make up i do kościoła na 7 rano. Powrót ok 7:30, duży sus do łóżka na pół godziny, o 8 powtórna pobudka, brewiarz, śniadanie, praca. Jestem ogromnym śpiochem i dla mnie ważne jest te pół godzinki w łóżku. Kiedy wstaję o tej 6:30, włączam o. Szustaka "#jeszcze pięć minutek" - rekolekcje adwentowe - polecam. https://www.youtube.com/user/Langustanapalmie Dzisiaj bardzo podobał mi się ten ranek, zobaczymy jak będzie jutro. Obiecałam sobie te Roraty o 7 - taka adwentowa praca nad sobą. Oddaję wszystko Bogu - niech to trzyma w swoim ręku. 
  W pracy z dorosłymi - poprawa. Szefowa wzięła na siebie tą trudną grupę, a ja od jutra szaleję z 4-9-latkami. Lubię pracę z dziećmi, także wydaje mi się, że będzie ok. Dzisiaj taki ciężkawy dzień. Zauważam, że łatwo wpadam w niskie fazy nastroju, jakieś głupie udręki do niczego nieprowadzące. Widzę, że Jezus mnie z tego wybawia, naprawdę, On ze mną jest w tych chwilach samotności, depresji, szarej codzienności, udrękach. On jest i zbawia właśnie tam, gdzie najtrudniej. Jest i mnie nosi w swym Sercu.

sobota, 28 listopada 2015

Powrót 2

Hej! To znowu ja! Dawno mnie tu już nie było - pora się przypomnieć.  Nazywam się Ania, jestem (powiedzmy) wieku średniego, mieszkam w pięknym mieście w woj. dolnośląskim. 
Nie wiem od czego zacząć – tyle spraw się nałożyło. Może od powiedzenia, że cierpię na przewlekły stan niskiego poczucia wartości i skrupulanctwa. Pracuję jako nauczyciel, a jakże! Języka angielskiego. Uczę przedszkolaków i dorosłych. Wydaje mi się, że spełniam się w tej pracy, przynajmniej z dzieciakami. Jednak czasami nie czuję się najpewniej w swojej roli. Pochodzi to z tego, że, owszem, jestem magistrem filologii angielskiej, ale nie uczyłam się angielskiego przez 5 lat, tylko przez 2. I w związku z tym mam luki w wiedzy – nie miałam na przykład fonetyki, metodologii itp. – bo to było na licencjacie. W ogóle mój poziom językowy przed pójściem na studia był niewystarczający na studia magisterskie, ale na szczęście poprawił się. Czy mam poczucie, że uczę źle? Nie. Nie mogłabym sobie spojrzeć w oczy, gdyby tak było. Dlaczego o tym mówię na wstępie? Ano dlatego, że ten fakt ma znaczny wpływ na moje życie zawodowe, swoje poczucie wartości itp. Uwielbiam uczyć. Mam dobry kontakt z dziećmi – to są moje mocne strony. Gorzej tylko, jeśli trzeba mi przejść na wyższy poziom językowy, np. B1 – tu już boję się wpadki.
Jak wspominałam – uczę też dorosłych – poziom początkujący i elementarny. To są ludzie z jednej firmy, która chciała podszkolić pracowników. Na początkujących jest ok – prości ludzie, nie ma jakichś barier, możemy sobie przy okazji pożartować. Dzisiaj np. mieliśmy ubaw z Pana Wiktora, który na moje pytanie: What do you have on your breakfast (co jadasz na śniadanie?) odpowiadał :fish (rybę). A gdy pytam co często jada na lunch i kolację również odpowiadał: fish. Więc jak później spotykaliśmy w tekście naszej książki słówko „fish” – mieliśmy ubaw po pachy. Gorzej jest z grupą A2 – czyli elementarną – tu już mam (chyba) ludzi na konkretnych stanowiskach. Zieje powagą i brakiem informacji zwrotnych. Tutaj nie ma ochotników – trzeba wskazywać. I nie o to chodzi, że nie umieją – nie wiem o co im chodzi. Może to zbyt proste jak na ich poziom godności osobistej? Nie wiem. Tak czy siak dwoję się i troję – chcieli więcej słówek z Business English i j. technicznego – ależ proszę. A ostatnio to p. Jarek powiedział, że tych kserówek to jest dla niego za dużo i chciałby korzystać tylko z jednej książki (a nie z trzech) – tylko, że oni i tak za książki nie płacą ani grosza. Szefowa wysłała im ankiety podsumowujące pracę lektora – i nie wypadłam w nich korzystnie. Zbyt mało mówię, według nich, po angielsku. Ale jak mam mówić do nich stale w tym języku, skoro nie pokazują mi, czy rozumieją, czy nie. Więc kiedy nie mam pewności czy rozumieją, to im tłumaczę. I to chyba mój błąd, bo często nie mam pewności. Szefowa mówiła mi, żebym nie przejmowała się wynikami ankiet, po prostu są za bardzo wymagający i za mało od siebie dają. I że pogadamy w czwartek. No zobaczymy co w ten czwartek… Zamykam wszystko w Sercu Jezusa. Pozdrawiam was wszystkich i trzymajcie się ciepło i zimowo.
Ania

poniedziałek, 29 czerwca 2015

praca

Całe dwa tygodnie temu kursowałam na podwyższonych emocjach: Msza o uzdrowienie, ogłoszenie Jezusa jako Pana, modlitwa o wylanie Ducha Świętego. Odkrywanie charyzmatów, radość, siła do życia. I chwała Bogu za to. Teraz, gdy już emocje opadły, trzeba zabrać się za pracę nad sobą, bo Duch Święty faktycznie pokazuje, co jest chorego we mnie. Dla mnie praca to nieustanne oddawanie tego, co zobaczyłam w sobie Bogu i zaufanie Mu, że wszystko to naprawi. Tak, ładnie brzmi, tylko, że trudniej wykonać. Jak się ma w sobie postawę zasługiwania na wszystko bardzo trudno jest odwrócić od siebie twarz i zobaczyć, że wszystkie rzeczy, które dostajesz są za darmo, z miłości. Jeśli mam skłonność do kontrolowania siebie i wszystkiego wokół trudno jest obwołać Jezusa Panem i pozwolić Mu, żeby przejął stery w moim życiu i sam sprawował władzę. Wszystko pięknie się mówi, ale tu trzeba zmienić swoje nastawienie - z tym gorzej. Oddaję Ci wszystko, Boże. Mam problem z tym, żeby nie koncentrować się na własnych słabościach. Nie potrafię siebie bronić we własnych oczach. Tak w ogóle to siebie nie lubię. Taka prawda, tak mam. A więc, Duchu Święty, przyjdź....Bo bez Ciebie nic......

niedziela, 21 czerwca 2015

Ewangelia

dzisiejsza jest o moim życiu:

Gdy zapadł wieczór owego dnia, Jezus rzekł do swoich uczniów: „Przeprawmy się na drugą stronę”. Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim.
Naraz zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź się już napełniała. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?” On wstał, rozkazał wichrowi i rzekł do jeziora: „Milcz, ucisz się”. Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza.
Wtedy rzekł do nich: „Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże wam brak wiary?” Oni zlękli się bardzo i mówili jeden do drugiego: „Kim właściwie On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?”

Oto słowo Pańskie. 

Ja jestem tą łodzią, w której śpi Jezus. Wokół mnie płyną także inne łodzie - oznaczają one np. pieniądze i inne atrakcyjne rzeczy / ludzi, na których skupiam swoją uwagę. A w mojej łodzi przecież śpi Jezus. Ale ja go nie widzę, bo przecież śpi. Ale jest! I za każdym razem jak coś się poważnego dzieje, przypominam sobie o Nim i zarzucam, że nic nie robi. Kiedy działa w moim życiu cuda, wtedy z Nim jestem, staje się dla mnie najważniejszy. Wtedy, bo gdy sytuacja powraca do normy, to znowu przestaję Go zauważać. Jezus schodzi na dalszy plan. Taka prawda. Brak mi wiary. Dziękuję Ci, Duchu Święty, żeś mi to pokazał.

czwartek, 18 czerwca 2015

Powrót

Takim tytułem można nazwać wczorajszy dzień. Bo wczoraj wydarzyła się rzecz unikatowa: Eucharystia Jedności z modlitwą o uzdrowienie,która miała miejsce nieopodal Kłodzka. Brałam w niej udział dosyć czynnie: śpiewałam z zespołem. O śpiewaniu opowiem kiedyś, bo nie jest to taka zwyczajna sprawa. A wczoraj zrozumiałam jedno: że jestem daleko od Boga. Sercem. Że ograniczyłam swoje kontakty z Nim do zewnętrzności: ustnych modlitw z konieczności, obowiązku. Minimum modlitwy w ciszy, serce w serce, strasznie mało czułości. A Bóg nie chce odbębnienia modlitw, choćby najpiękniejszych i najświętszych. On chce relacji, miłości, czułości. A tego było w moim życiu ostatnio za mało. Także wielkie dzięki Bogu za to, że mi otworzył oczy. Wczoraj i przedwczoraj oficjalnie wyznałam Jezusa Chrystusa jako Pana i Zbawiciela. Znacznie trudniej jest to robić w życiu codziennym, kiedy przyzwyczaiłam się do kontrolowania wszystkiego dookoła, ale mam nadzieję, że zostanę uwolniona od tego mojego perfekcjonizmu. Niech Bóg będzie we wszystkim wywyższony! Amen!

piątek, 12 czerwca 2015

Lekarstwo

Zawsze, gdy czuję się źle, przygaszona, niekochana, niechciana, z nosem przy ziemi - powinnam czytać poniższe słowa, wyryć je sobie w głowie.
"To mówi Pan:
„Miłowałem Izraela, gdy jeszcze był dzieckiem, i syna swego wezwałem z Egiptu. A przecież Ja uczyłem chodzić Efraima, na swe ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka niemowlę, schyliłem się ku niemu i nakarmiłem go.
Moje serce się wzdryga i rozpalają się moje wnętrzności. Nie chcę, aby wybuchnął płomień mego gniewu, i Efraima już więcej nie zniszczę, albowiem Bogiem jestem, nie człowiekiem; pośrodku ciebie jestem Ja - Święty, i nie przychodzę, żeby zatracać”. 
Oz 11,1.3-4.8c-9

To są czytania z dnia dzisiejszego - święta Najświętszego Serca Pana Jezusa. Niech mnie leczą, będą jak plaster na zranione serce. Niech będą jak rosa na zasuszoną duszę. Plaster, ochłoda, pewność.